Błazen / trefniś

Retusz zdjęć w programie Photoshop
Dawniej na dworach królewskich lub magnackich był to wesołek mający za zadanie rozśmieszać swego pana. Określenie to dotyczy też człowieka niepoważnego, ośmieszającego się, na skutek swego zachowania stającego się pośmiewiskiem ogółu. Błazeńsko jednak może się też człowiek zachowywać z racji natury, ponieważ jest niepoprawnym optymistą, albo świadomie, zachowywać się niepoważnie, by osiągnąć zamierzony cel.
/ 18.06.2010 10:43
Retusz zdjęć w programie Photoshop

Starożytność

W mitologii starożytnych Greków mianem błaznów można określić satyrów, czyli faunów. Nie wiadomo, skąd pochodzili, ani ilu ich było. „Mieli nogi koźle, zakończone rozszczepionymi kopytami, porosłe aż do pasa gęstą sierścią. Górna część ciała była ludzka, ale grube, czerwone wargi, capia broda i spiczaste uszy nadawały ich twarzom wygląd zwierzęcy”. Niektórzy z nich mieli rogi. Byli bardzo krnąbrni i nieustępliwi. Zaczepiali boginie, ganiali po lasach za nimfami, albo ludzi sprowadzali na manowce. Lubili płatać figle. Grecy wyobrażali ich sobie jako wesołych bożków, śpiewających i tańczących, bawiących się „jak młode kozy albo zmęczeni i pijani śpią oparci o pień drzewa, bezwładni, z uśmiechem na grubych wargach”.

Średniowiecze

W literaturze średniowiecznej błazen został ukazany w Dziejach Tristana i Izoldy. Był to Forcyn. Powszechnie nie lubiany garbaty karzeł, znawca czarnej magii, „zna siedem sztuk, magię i wszystkie rodzaje czarów. Umie przy urodzeniu dziecka zbadać tak dobrze siedem planet i bieg gwiazd, że opowiada z góry wszelkie wypadki życia. Odsłania mocą czartowskich znaków wszystkie rzeczy tajemne”. Nienawidził wszelkiej urody i dowodów odwagi, dlatego usiłował ludziom urodziwym i odważnym zaszkodzić.

Usiłował zdemaskować Tristana i Izoldę, ale mu się nie udało, ponieważ kochankowie zorientowali się, iż byli śledzeni. Forcyn, obawiając się zemsty ze strony króla Marka, uciekł do Kornwalii. Nie dał jednak za wygraną. Uzyskawszy przebaczenie króla, powrócił na dwór i ponownie zaczął spiskować przeciwko królowej i Tristanowi. Doprowadził do skazania wiarołomnych na karę śmierci i tylko cudem zdołali jej uniknąć.

Renesans

Julian Ursyn Niemcewicz "Powrót posła"

W literaturze oświecenia, typowego błazna, człowieka mało wartościowego, ukazał Niemceiwcz w Powrocie posła. Był nim Szarmantcki, modny w swoim mniemaniu kawaler, zalecający się do Teresy. Był on „narcyzem” i samochwałą. Próbował imponować otoczeniu opowieściami o własnych osiągnięciach i, co gorsza, sam w te opowiastki wierzył. Chwalił się swymi wojażami i sukcesami towarzyskimi, miał się za „obywatela świata”. Rok tylko podobno przebywał za granicą, „alem przejął wszystkie ich zwyczaje. / Prawdziwie, już nie mogłem w ojczyźnie usiedzieć”.

Z dumą opowiadał też o swych miłosnych podbojach: „te wszystkie piękne brunetki, blondynki / Płaczą dziś po mnie, jęczą, chorują i mdleją”. Jego plany małżeńskie, związane z córką Gadulskiego, miały na celu uwolnienie się od problemów materialnych. Dowiedziawszy się jednak, że starosta nie ma zamiaru dać Teresie posagu, zrezygnował z mariażu. Gadulski skwitował chciwość Szarmantckiego krótko: „Bardzo dobrze robiłaś, Tereniu kochana, / Żeś się nie chciała wdawać z takim sowizdrzałem”.

Romantyzm

Aleksander Fredro "Śluby"

Błazeńskie zachowanie cechowało też Gucia, bohatera Ślubów panieńskich fredry. Gucio to typowy fircyk, bawidamek i hulaka. W oczekiwaniu na powrót pana służący Jan zastanawiał się, co Gustawa tak długo zatrzymuje w mieście, czy „gnie sobie parole”, czy zabawia się „z butelką” albo dziewczętami. Gucio wkrada się do dworku przez okno, ale i tak zostaje przyłapany przez Radosta i zmuszony do jasnej deklaracji. Stryj po raz kolejny zapytuje: „chcesz czy nie chcesz żony?”. Młodzieniec potwierdza, że „Jestem jej spragniony”. Pannę nie powinno jednak interesować, : „Kiedy, jak i gdzie ja się spać położę”. Stryj zarzuca mu, że jest od kilku dni gościem zacnej rodziny, a nie ma dnia ani godziny, „żebyś czegoś nie zbroił”.

Pani Dobrójska jest mu bardzo życzliwa, a Gustaw, panicz z miasta, „w wieśniakach widzi innych ludzi; / Swoich nudów nie kryje, grzeczności nie sili”. Gustaw przyrzeka poprawę, jednak przyznaje, że się na wsi nudzi. Zachowuje się też niestosownie w obecności panien i gospodyni. Kiedy te rozmawiają o pięknej, słonecznej pogodzie, Gustaw, ziewając coraz częściej, zdawkowo odpowiada, w końcu usypia na kanapie. Wszyscy wychodzą. Klara komentuje jego zachowanie: „Wszakże się wyśpi, jak sobie pościele, / Tak sobie posłał, niechże śpi do woli”. Radost budzi Gustawa, a temu się zdaje, że jeszcze rozmawia z panią Dobrójską.

Stryj zarzuca mu, że zasnął przy przyszłej żonie. Młodzieniec jest z siebie niezadowolony, że się zdrzemnął, ale tłumaczył to wygodnym krzesłem. Obiecuje: „Wszystkim nieszczęściom zaraz kres położę”. Radost przestrzega, że „Za drwinki wezmą nagłość tej odmiany”. Gustaw jest jednak pewien powodzenia, ale obawia się, że mimo jego starań, „panna na mnie okiem i nie rzuci”. Radost stwierdza więc w rozmowie z matką Anieli, że jego wychowanek to wprawdzie „Roztargnienie, wesołość, pustota” i trzpiot, ale egoistą z pewnością nie jest.

Ma także dobre serce, „głowę nie od rzeczy”, a poza tym kocha go jak syna. Ma żal, że panna Aniela krzywo na niego patrzy i w ogóle „Wszyscy bij zabij na niego”. Pani Dobrójska zwraca uwagę, że sam Radost był świadkiem zachowania młodzieńca, kiedy ten po drzemce przybiegł do pań, „jakby zdjęty szałem”, był nadmiernie wesoły i gadatliwy.

Stryj tłumaczył to nieśmiałością. Matka Anieli zauważa, że Gustaw „Wyrabia ze stryjaszkiem, co mu się podoba”, nie słucha przestróg ani rad. Radost w samotności rozważa metody postępowania z Gustawem. Najbardziej chciałby go związać i siłą doprowadzić do ołtarza, ale to „trzpiot w sprawie, piskorz w stawie – jeden diasek!”, ponieważ z każdej sytuacji potrafi się wywinąć. Gustaw obiecuje, że „Wszystko już teraz, jak każesz, tak zrobię”. Tłumaczy jednak, że trudno bawić wiejskie panie młodzieńcowi z miasta.

Kiedy bowiem mówi o wielkim świecie, posądzają go o zarozumiałość, nie chcą rozmawiać o rolnictwie, a kiedy wspomni o literaturze, drwią, że uczony. Trudno jest więc je zadowolić: „Żartuj – trzpiot z ciebie; nie żartuj – rozumny, / Bądź wesół – szydzisz; bądź smutny – pan dumny. (...) Mów i rób, co chcesz, zawsześ wart nagany”. Gucio zachowuje się „fircykowato” i błaznuje, żeby pokrzyżować śluby panieńskie, do czasu jednak. Kiedy naprawdę się zakochał, zaczął postępować jak dojrzały człowiek.

Zobacz też : Aleksander Fredro "Śluby panieńskie"

Pozytywizm

Bolesław Prus "Lalka"

Literatura pozytywizmu także ukazuje postacie błaznów, ale w znaczeniu negatywnym. W Lalce Bolesława Prusa jest nim baron Krzeszowski, żałosne indywiduum, ośmieszające się swym postępowaniem. Był miłośnikiem wyścigów konnych i kolekcjonerem przedmiotów związanych z hippiką. Nie mając pieniędzy, na złość żonie kupował ostentacyjnie związane z tą namiętnością precjoza.

Jego zachowanie wywoływało uśmieszki na twarzach subiektów, którzy potrafili namówić go do nabycia zbytecznych przedmiotów. Kiedy w wyniku pojedynku z Wokulskim stracił ząb, omal nie zemdlał, a baronowej kazał oznajmić, iż jest umierający. Jego zachowanie budziło politowanie wśród arystokracji i nikt nie traktował go poważnie.

Błaznami byli także, ale w innym sensie, bo celowo, Maleski i Patkiewicz, studenci mieszkający na poddaszu kamienicy zamieszkałej przez Krzeszowską. Wygłupiali się na złość baronowej, po to, by jej dokuczyć za brak współczucia dla ludzi biedniejszych od niej.

Do godziny drugiej po północy śpiewali, krzyczeli i wydawali dziwne odgłosy, czasami nawet ryczeli. W ciągu dnia zaś, kiedy tylko baronowa wychyliła głowę przez okno, natychmiast któryś z nich wylewał na Krzeszowską kubeł wody. Kiedy kupiła kamienicę, między nią a studentami wytworzył się z czasem pewien rodzaj sportu – kto będzie szybszy: czy ona zdąży cofnąć głowę, czy oni wylać wodę. Nie był to ich jedyny wybryk.

Zawieszali śledzia na sznurku, albo pukali w szybę ręką kościotrupa. Baronowa w końcu nie wytrzymała i sądownie postarała się o nakaz eksmisji. Na rozprawie opowiadała o wszystkich ich ekscesach, łącznie z faktem, że jeden z nich przyprawia ją o palpitacje serca robiąc miny nieboszczyka. Kiedy ogłoszono wyrok, Patkiewicz zemdlał, ale znowu tylko na chwilę. Gdy chciano go ocucić wodą, zerwał się, wypraszając sobie żarty. Ich błazenada była świadoma.

Zobacz też : Bolesław Prus "Lalka"

Eliza Orzeszkowa "Nad Niemnem"

Człowiekiem ośmieszającym się był Bolesław Kirło, jeden z bohaterów Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej. Nieodpowiedzialny i lekkomyślny, uważał się za światowca i człowieka kulturalnego, a w rzeczywistości był nieokrzesanym prostakiem. Brzydką jego twarz „oświecała wielka i nigdy, zda się, nie ustająca wesołość”. Nigdy niczym się nie przejmował, nie dbał o dom ani rodzinę. Tygodniami nie bywał w Olszynce, czas spędzając na sąsiedzkich wizytach. Marta otwarcie nazywała go „błaznem”, mając mu za złe, że niewybrednie i otwarcie żartował sobie z ludzi stojących niżej w towarzyskiej hierarchii.

Młoda Polska

Stanisław Wyspiański "Wesele"

W literaturze Młodej Polski postać błazna przedstawiona została w Weselu Wyspiańskiego. Był nim Stańczyk, błazen króla Zygmunta Starego, postać autentyczna, symbol polskiej myśli patriotycznej i mądrości. Ukazał się Dziennikarzowi, przedstawicielowi konserwatystów. Twierdził, że jest „Wielki, bo w błazeńskiej szacie; / wielki, bo wam z oczu zszedł, / błaznów coraz więcej macie, / nieomal błazeńskie wiece”.

Zobacz też : Stanisław Wyspiański "Wesele"

Zarzucił Dziennikarzowi usypianie ducha narodowego i bierność. Przypomniał mu głos dzwonu Zygmunta, kiedy „Siedziałem u królewskich stóp”, wsłuchując się w dźwięki. Przyznawał, że teraz, obserwując sytuację w kraju, czuje „sromotę, wstyd”, ponieważ niepokoi się, że „jakoweś Fata nas pędzą / w przepaść”. Wręcza Dziennikarzowi kaduceusz, błazeńską laskę, z rozkazem: „mąć nim wodę, mąć” – polską wodę.

XX-lecie międzywojenne

Witold Gombrowicz " Ferdydurke"

W literaturze XX-lecia międzywojennego typowym błaznem, człowiekiem ośmieszającym się swoim postępowaniem był nauczyciel języka polskiego, przezywany przez uczniów Bladaczką „od szczególnie niezdrowej i ziemistej cery”, przedstawiony w Ferdydurke Gombrowicza. Nie umiał zapanować nad klasą, uczniowie jawnie go lekceważyli. Robili wszystko, by lekcja się nie rozpoczęła. Gremialnie zaczęli usprawiedliwiać nieprzygotowanie, opowiadać historyjki. Bladaczka tymczasem lękliwie spoglądał na drzwi, panicznie obawiając się nadejścia dyrektora.

Błagał wręcz uczniów, by nie pogrążyli go w oczach obecnego w szkole wizytatora. Narzucenie zaś uczniom tematu, a co za tym idzie, jednoznacznej odpowiedzi, odzwierciedlało pytanie: „dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość?”. Wniosek dla niego był jasny: „Dlaczego kochamy? Bo był wielkim poetą (...) kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on wielkim poetą”.

Kiedy jeden z uczniów próbował wyrazić własną opinię, że „jak mnie to zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca”, omal się nie rozpłakał. „Gałkiewicz, ja mam żonę i dziecko! Niech Gałkiewicz przynajmniej nad dzieckiem się ulituje! Gałkiewicz, nie ulega kwestii, że wielka poezja powinna zachwycać, a przecież Słowacki był wielkim poetą”.

Na stwierdzenie ucznia, że naprawdę nic go to nie obchodzi, wyjął zdjęcie rodziny i próbował wzruszyć Gałkiewicza. W końcu, widząc, że i to nie skutkuje, wpierw zagroził klasówką, a potem kazał prymusowi wyrecytować jakiś fragment. Dzięki temu „już bezpieczeństwo niemożności było zażegnane, dziecko było uratowane, a żona tak samo, już każdy się zgadzał, każdy mógł i prosił tylko, żeby przestać”. Kiedy i Gałkiewicz wyjęczał, że już uznaje wielkość Słowackiego, uszczęśliwiony Bladaczka podsumował: „Nie ma to jak szkoła, gdy chodzi o wdrożenie uwielbienia dla wielkich geniuszów!”. Bladaczka to żałosny błazen, niezdolny nawet do samodzielnego myślenia, tkwiący w skostniałych stereotypach.

Redakcja poleca

REKLAMA